piątek, 1 listopada 2013

91. Dynia i krzyż

Pamiętam, jak bodajże przed rokiem, rozeszła się wieść o pewnym księdzu, który pod koniec października postanowił podjąć się pewnej misji. W trosce o dusze swoich wiernych owieczek patrolował parafię sprawdzając, czy ktoś aby nie dał się zwieźć demonowi o imieniu Halloween i nie powiesił w swym ogrodzie / na balkonie wydrążonej dyni ze świeczką w środku. Nie pamiętam już czy i w jaki sposób interweniował, ale zaciekawiła mnie sama inicjatywa. Przed chwilą z kolei znalazłem informację z bieżącego roku. W okolicach Tczewa postanowiono działać prewencyjnie, wyzbierać wszystkie dynie i zrobić z nich krem. Żeby ludzi nie kusiło do złego.

czwartek, 31 października 2013

Komunikat, który miał się nigdy nie pojawić.

Wróciłem. Tym razem bez ambitnych założeń, bez z góry wytyczonych ram czasowych i określonej liczby notek, które w tym czasie chciałbym wyprodukować. To już wszystko przeszłość. Czas eksperymentu dobiegł końca, pozostaje mniej lub bardziej szara rzeczywistość. I coś jeszcze. Potrzeba przelewania swoich myśli na papier, klawiaturę, ekran, cokolwiek. Może przygaszona, słabsza niż kiedyś, a jednak ciągle obecna gdzieś tam z tyłu głowy. Jeśli jednak mam wskrzesić Trzydzieści Jeden Dni, to warto, bym na początek odpowiedział sobie i Wam na jedno proste pytanie: dlaczego?

piątek, 4 maja 2012

Komunikat prawdopodobnie ostatni.

Projekt pod tytułem "Trzydzieści jeden dni" rozrósł się dość znacznie poza zaplanowane ramy. Powstało prawie trzy razy tyle postów ile powstać miało, a sam blog istniał dziewięciokrotnie dłużej niż istnieć miał. Tyle statystyki. Nie będę wyszczególniał ile pojawiło się komentarzy, ilu było odwiedzających. Dość powiedzieć, że nie wystarczająco wielu, by zmotywować mnie do kontynuowania "dzieła".

środa, 18 kwietnia 2012

90. Dzieci Ziemi.

Od czasu do czasu dowiaduję się, że jakaś para - czy to spośród mojej rodziny czy też bliższych lub dalszych znajomych - spodziewa się potomka. Myślę wtedy tylko o jednym i jednej jedynej rzeczy im życzę: żeby urodziło się zdrowe. Cała reszta jest zwyczajnie pierdołą. Grube czy chude, chłopiec czy dziewczynka, podobne do mamy czy do taty. Co to za różnica? Jak się człowiek naogląda tych wszystkich spotów reklamowych przeróżnych fundacji, które pomagają dzieciom skazanym na walkę z chorobą każdego dnia, to zaczyna się naprawdę rozumieć jak ważne jest zdrowie dziecka. Jak bardzo chciałoby się, by własne dziecko nie musiało przechodzić przez coś takiego. A gdy na domiar tego pomyśli się o tym, jak wiele dzieci rodzi się obecnie z różnymi strasznymi schorzeniami to można się przerazić.

czwartek, 12 kwietnia 2012

89. Smoleńsk, kurcze.

Nieco niechętnie poruszę znów temat mocno polityczny. Dlaczego niechętnie? Nigdy nie uważałem, by był to temat szczególnie wdzięczny, nigdy też nie śledziłem bardzo mocno i nie analizowałem wydarzeń, stąd też moja wiedza jest w gruncie rzeczy niewielka. Poniższe przemyślenia także będą jedynie opinią szarego obywatela, niezbyt zaznajomionego ze wszystkimi niuansami, a opierającego się bardziej na zdroworozsądkowej próbie zrozumienia tego, co dzieje się wokół niego.